
Kończąc naszą, październikową wizytę na Dolnym Śląsku postanowiliśmy jeszcze „rzutem na taśmę” odwiedzić jedną „perełkę” – pałac w Brzezince. Po minięciu Wrocławia, przejechaniu malowniczego mostu Rędzińskiego, jadąc trasą S8 w kierunku Warszawy na wysokości Oleśnicy trzeba odbić z głównej drogi. Od momentu zjazdu z autostrady do dotarcia do pałacu mija około kwadransa – to niespełna 10 kilometrów. Jezdnia jest dość wąska, jak przystało na drogi lokalne, jednak mimo tego jest w dobrym stanie pod względem nawierzchni i co najważniejsze nie ma na niej prawie wcale ruchu.
Jest słoneczny, jesienny, ciepły dzień, zbliża się południe. Parkujemy samochód blisko zabudowań przypałacowych. Wysiadamy niespiesznie z samochodu, „uzbrajamy się” w aparaty, kaski i latarkę. Wita nas unoszący się w powietrzu wszechobecny fetor… Budynki przy których zaparkowaliśmy okazały się być chlewniami. Na szczęście pałac stoi kilkadziesiąt metrów dalej i mamy nadzieję, że nie przyjdzie nam oglądać go w takiej nieświeżej atmosferze. Wchodzimy w chaszcze, które otaczają budowlę. Są naprawdę gęste i ledwo widać przez nie zarys budynku. Musimy podejść bliżej. Wreszcie docieramy.
Pałac budowany w latach 1725-40, jego właścicielami była rodzina von Kospothów. Za projekt odpowiadał wrocławski architekt Johann Blasius Peintner. W skład całego założenia wchodziły prócz pałacu również park, spichlerz i dom zarządcy z pierwszej połowy XVIII wieku. Całość w dobrej kondycji dotrwała do czasów wojny.
Bezpośrednio po niej w 1945 r., z niewielkimi uszkodzeniami posiadłość trafiła w ręce PGR. Regularnie rozkradana przez miejscowych, w 1949 r. z pałacowego ogrodu znika ponad 30 barokowych posągów antycznych bogów i dekoracyjnych wazonów. Okazało się, że zostały dostrzeżone z Warszawy i tam finalnie powędrowały. Do dziś osiemnaście posągów stoi w parku królewskim w Wilanowie, a rzeźbione wazony niszczeją pod gołym niebem na osiedlu Szwoleżerów w otoczeniu blokowiska z wielkiej płyty. Paradoksalnie, dzięki temu „szabrowi” dzieła sztuki przetrwały do dziś. Gdyby zostały w Brzezince prawdopodobnie uległyby zniszczeniu, lub zupełnie zniknęły. W 1961 i 1973 roku pałac poddano drobnym pracom zabezpieczającym, a w 1989 roku jego nowy właściciel rozpoczął nawet większy remont, jednak po zawaleniu się części stropów zrezygnował z jego kontynuacji. W tej chwili pałac jest ruiną.
Będąc o kilka metrów od murów pałacu, przed wejściem głównym stoją wysunięte nieco przed budynek dwie pary kolumn. Po obu stronach wejścia zachowały się też w niezłej kondycji Atlanty. W ścianach znajdują się ogromne, pozbawione stolarki, puste otwory okienne.
Zaglądamy przez nie i wchodzimy do środka. Ściany pomieszczeń w przytłaczającej większości pozbawione tynków. Są jedynie „gołe” cegły. Pozostały resztki kominków, gdzieniegdzie trwają jeszcze fragmenty ozdobnych sztukaterii. Zamiast podłóg klepisko. Tylko w kilku pomieszczeniach zachowały się betonowe, osadzone na stalowych szynach stropy – to najprawdopodobniej ślady prowadzonych tu w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych prac zabezpieczających. Dziś wnętrze pałacu to obraz nędzy i rozpaczy. Tylko dzięki wyobraźni, fragmentom zdobień i ornamentów, które ocalały, możemy namalować sobie obraz pałacu z czasów jego świetności.
Przechadzamy się z jednego pomieszczenia do drugiego, każde z nich ma przynajmniej jeden kominek, to samo na kondygnacji wyżej. Dzięki temu, że nie ma stropów „system ogrzewania wnętrz” widać to jak na dłoni.
Spoglądając w górę widzimy ażurowe deskowanie dachu, przez które w słoneczny dzień przeciskają się promienie słońca. Ponieważ nie ma na nim dachówek czy choćby papy deszcz i śnieg mogą swobodnie przedostawać się do środka co przyspiesza proces degradacji. Kierujemy się w stronę sali głównej, największego pomieszczenia w pałacu z którego kiedyś wychodziło się do pałacowego parku. Widzimy w nim pozostałości kominków, w sumie aż cztery! Tylko w tym pomieszczeniu, pod nogami można zobaczyć skrawki posadzki, która kiedyś tu była.
Wychodzimy do parku. Nad wyjściem wspaniały kartusz z herbami rodowymi. Sam park w stanie opłakanym, praktycznie nie widać już alejek, fontanny i w ogóle myśli, która przyświecała architektowi tworzącemu to założenie. Wszystko pochłonięte przez krzaki i chwasty. Bujna roślinność skutecznie zaciera ślady przeszłości. Wychodzimy z parku przez bramę widmo, której resztki symbolicznie nas żegnają z przeświadczeniem smutku i żalu, że tak piękna niegdyś posiadłość podzieliła los innych równie pięknych pereł Dolnego Śląska.
Polecam serdecznie odwiedzić to miejsce, póki jeszcze istnieje. Na pewno nie pożałujecie. Nas zachwyciło!
Freelancer949
Tak, też mam takie wrażenie, że za 10 lat nawet tych resztek dawnych perełek architektonicznych już nie będzie można obejrzeć. Podobnie stało się z pozostałościami artefaktów z czasu II Wojny Światowej w Górach Sowich, Kamiennej Górze, Wałbrzychu, Piechowicach i wielu innych miejscach. My jeszcze zdążyliśmy to zobaczyć, sfilmować, utrwalić na zdjęciach ale dziś po 15-20 latach nie ma już tego co mamy na zdjęciach
Michał
To prawda. Żałuję, że Dolny Śląsk pojawił się w mojej głowie tak późno. Ale dobrze, że w ogóle 😉
Wałbrzych
Artykuł przyjemny dla oka i użyteczny. Na innych stronach formatowanie tekstu czasami woła o pomstę do nieba. Jak widzę ścianę tekstu to po prostu wychodzę. Tutaj odpowiednie odstępy i treść. Na pewno będę zaglądał tutaj częściej 🙂
Michał
Bardzo dziękuję za miłe słowa. 🙂